wtorek, 10 grudnia 2013

3.

- Zdrowia, szczęścia, pomyślności... - usłyszała Maria po raz milionowy.
- Dziękuję i nawzajem. - odpowiedziała po raz kolejny. Nie umiała pięknie mówić, więc wolała się nie ośmieszać i recytowała wyuczoną regułkę. Jakoś nikomu to nie przeszkadzało, więc było jej z tym dobrze.
Dziewczyna uznała, że już nikt do niej nie podejdzie, więc skierowała się w stronę schodów. Chciała zajść do łazienki, żeby trochę się odświeżyć.
- Hmm, mogłabyś na chwilę.. - usłyszała nagle ciepły baryton. Odwróciła się i ujrzała przed oczyma wysokiego chłopaka. Na początku go nie poznała. Po chwili uświadomiła sobie, że to ten nieznajomy którego nie miało być na ich kolacji. Chyba się zarumieniła.
- Eee, jasne. O co chodzi? - zapytała.
- Chciałbym ci złożyć życzenia.
Maria chciała się zapaść pod ziemię. Oczywiście podzielili się opłatkiem, a Maria zauważyła przy okazji, że chłopak ma dziwny, amerykański akcent. Korzystając z okazji, że reszta składała sobie jeszcze życzenia, usiadła na schodach. Nieznajomy zrobił to samo.
- Jak masz na imię? - usłyszała.
- Maria. A ty?
- Simon. Pewnie domyśliłaś się, że nie jestem stąd - rzekł chłopak spuszczając głowę. Maria spojrzała na niego kątem oka. Miał gęste brązowe włosy i dość ciemną karnację. Zauważyła też, że jest dość muskularny i nieźle się ubiera. Z trudem odwróciła wzrok.
- No cóż, ciężko byłoby nie zauważyć, ale szczególnie mnie to nie zdziwiło. Moi rodzice są bardzo towarzyscy. Spójrz sam. - to mówiąc wskazała na rodziców otwierających drzwi kolejnym gościom.
- Tak. To prawda. Gdyby nie oni, Wigilię spędziłbym na lotnisku.  - odparł smutnym głosem Simon. - Ładny naszyjnik.- rzekł ni stąd ni zowąd.
 Maria zawstydziła się. Zmarszczyła czoło. Zastanowiło ją to. Skąd w jej domu wziął się nagle Simon? Chciała go o to zapytać, ale chłopak był już przy stole. Siedział między wysokim, poważnym mężczyzną o podobnym kolorze skóry, a drobną, wystraszoną kobietą.
Podano kolację. Maria przez cały czas myślała o nieznajomym, ale nie miała już okazji z nim porozmawiać. Bała się, że już nie zdąży.
Wigilia, która była jej ulubionym dniem w roku, nagle przestała ją cieszyć. Myślała tylko i wyłącznie o Simonie, gryzło ją, dlaczego jest tak smutny.
Po godzinie kolacja znikła ze stołu. Dziewczyna uświadomiła sobie, że nie przygotowała prezentów dla nowo przybyłych gości. Szybko powiodła po nich wzrokiem. Wysoki mężczyzna.. Jego żona... Jakieś dzieci.. ..Simon.
Pobiegła szybko do pokoju. Wywaliła na dywan całą zawartość komody.
Taak, dla wysokiego mężczyzny może być... książka o finansach. Jego żonie... stary naszyjnik z kwiatkiem, dzieci...jakieś zabawki, które miała oddać biednym, Simon. SIMON. Kompletnie nie miała pojęcia co mu podarować. Praktycznie w ogóle go nie znała. Niewiele myśląc, zerwała z szyi naszyjnik.. Pomyślała, że Simon może go dać swojej dziewczynie, czy coś. Wzruszyła ramionami. Chciała tylko, żeby o niej pamiętał.
Zapakowała byle jak prezenty i zbiegła na dół. Położyła niepostrzeżenie podarunki pod choinką i usiadła na swoim miejscu.
Rodzina kończyła właśnie śpiewać kolędy.
Adam w śmiesznym stroju św. Mikołaja wziął pierwszy lepszy prezent z wielkiego stosu leżącego pod drzewkiem.
Maria spuściła oczy.
W ręku jej brata znajdowała się maleńka, koślawa paczuszka z napisem...Simon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz