sobota, 7 grudnia 2013

1.

Maria położyła ostatni (dziewiętnasty) talerz na stół. Jak głosi tradycja, należy przygotować nakrycie dla niespodziewanego gościa, więc wcisnęła pusty talerz między miejsce babci Mileny i miejsce Marka, kolegi taty jeszcze z czasów szkolnych. Wygładziła nienagannie biały obrus i po raz setny poprawiła kwiaty w wazonie. Mimo że była dopiero 8 rano, wszyscy domownicy ( i nie tylko) pomagali (lub nie) w szykowaniu świąt.
Dziewczyna chciała pomóc pani Zosi - ich pomocy domowej w szykowaniu rodzinnej Wigilii. Na mamę i starsze siostry - Julię i Hannę nie bardzo można było liczyć, zajęte były makijażem, sukienkami i rozmową z przybyłymi gośćmi. Adam, jej najstarszy brat, wraz z ojcem ustawiali ogromną choinkę w hallu ( przynajmniej starali się, ale Maria wiedziała, że i tak będzie ona krzywo stała, jak co roku. ) Sześcioletni bliźniacy - Marcin i Wojtek hałasowali gdzieś na dole, a trzyletni Ksawery i półroczna Helenka aktualnie spali.
W ich domu jak zawsze było głośno. Rodzice Marii byli bardzo towarzyskimi osobami, toteż ich potomstwo liczyło chlubną liczbę 8 osób. Państwo Szmit tłumaczyli ten fakt tym, że nie umieliby żyć tylko z kotami (5 sztuk)
Dziewczyna  uśmiechnęła się. Kochała tą świąteczną krzątaninę, barszcz z uszkami, pośpiech, radość z prezentów, wspólne śpiewanie kolęd, zapach piernika, lepienie bałwana z rodzeństwem...Kochała swoją rodzinę. Najmocniej jak mogła. 
- Marysia! Mogłabyś mi pomóc? - usłyszała nagle głos swojego ojca dobiegający z dołu. 
- Już idę tato! - odkrzyknęła i zbiegła po ogromnych schodach. Przed jej oczami ukazał się niesamowity widok. W hallu znajdowało się ok.10 osób, które szamotały się ze świątecznymi ozdobami i łańcuchami. Ciocia Ela starała się wyplątać z włosów papierowego aniołka, Julka wraz z Magdą, narzeczoną Adama próbowały przyciąć choinkowe gałęzie, aby "to choć raz w roku jakoś wyglądało", a cała reszta krzątała się wokół choinki  trzymając w ręku bombki, łańcuchy i ozdoby.
Maria musiała wytężyć wzrok, aby odnaleźć swojego tatę. Jest. Siedział pod choinką i trzymał się za rękę ze zbolałą miną.
- Tato, co się stało? - zapytała dziewczyna jednocześnie przytrzymując rozgrzanego Marcina, który biegł właśnie w stronę niebezpiecznie wyglądającego kartonu ze szklanymi bombkami.
- Ach, próbowałem rozciąć to opakowanie - pan Tomasz wskazał głową plastikowe pudło - i ciachnęłem się w rękę..
- Tatku, jesteś chirurgiem, a już drugi raz dziś się kaleczysz.. - rzekła dziewczyna kręcąc głową - Zaraz przyniosę ci jakiś plaster czy coś. Tylko nic nie ruszaj i nie skalecz się znowu!
To mówiąc Maria tłumiąc śmiech skierowała swe kroki w stronę łazienki na piętrze. Jak się spodziewała, była zajęta przez Hankę, jej siostrę, która zawsze najdłużej siedziała w łazience. Wspięła się więc jeszcze wyżej i wkroczyła do łazienki rodziców. To przestronne pomieszczenie nazywane było żartobliwie"pokojem kąpielowym", bo było ono wielkości przeciętnego salonu. Urządzone było z wielkim smakiem, jak każde pomieszczenie w tym wielgachnym domu ( nic dziwnego, mama Marii była znanym i cenionym na całym świecie architektem wnętrz)
Dziewczyna  znalazła plaster dopiero po dobrych kilku minutach. Zbiegła na dół i szybko opatrzyła ojca.
Następnie pobawiła się w berka z bliźniakami, wykąpała Ksawerego, pomogła mamie dobrać sukienkę, umyła lustra..
I w końcu miała chwilę dla siebie.
Weszła do domowej biblioteki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz